Próżny już nic więcej nie powiedział. Mały Książę również milczał, a po chwili pochylił się nad Różą i zamknął Dziękują za list i życzenia. Jestem tak zajęta i jest mi tu tak dobrze, że nawet nie tęsknią za Australią, ale za Wami - tak. - Dosyć! Moja przeszłość nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu chcę wrócić do siebie. Kiedy Mały Książę schował rysunek do kieszeni, Róża poprosiła: - I nie dał znaku życia? - spytał cicho Mały Książę. zaskakującym przeciwieństwem tego, co dotąd Mały Książę widział na planecie Badacza Łańcuchów. Byli teraz w stanowisko. Król zaś... - O nic. Po prostu wracam do siebie. - Kim jesteś? - spytał cicho. - Wiesz, kim jestem. Znasz mnie z college'u. - Beck uśmiechnął się przelotnie. - To również nie był przypadek. Poszedłem na Uniwersytet Stanowy Luizjany, ponieważ ty się tam uczyłeś. Zapisałem się do bractwa, ponieważ ty do niego należałeś. Wszedłem w twoje życie, zwróciłem na siebie twoją uwagę, żebym w odpowiednim momencie, kiedy przyjdzie mi dołączyć do Hoyle Enterprises, był już waszym długoletnim faworytem. Podziałało, i to lepiej, niż się spodziewałem. Zaakceptowałeś mnie bez mrugnięcia okiem, podobnie jak Huff. Od razu zyskałem wiarygodność. - Jesteś związkowcem, prawda? - Nie. - Prokuratorem okręgowym? Agentem FBI? - Nic tak wielkiego. - Więc kim, do cholery... - Jestem Beckiem Merchantem. Merchant to nazwisko mojego przybranego ojca. Zaadoptował mnie, kiedy poślubił moją owdowiałą matkę. Przyjąłem jego nazwisko, ponieważ już jako dziesięcio- czy dwunastolatek zacząłem planować wasz upadek i wiedziałem, że moje prawdziwe nazwisko mnie wyda. - Nie mogę się doczekać - rzucił kwaśno Chris. - Jak się naprawdę nazywasz? - Hallser. Chris szarpnął się lekko, a potem pokiwał głową, jakby uznawał spryt Becka. - To wiele wyjaśnia. - Sonnie Hallser był moim ojcem. - W takim razie powinieneś mścić się na Huffie, a nie na mnie. - Chodzi o coś więcej, niż o zemstę, Chris. Chcę zniszczyć was i wszystko, co reprezentujecie. Chris potrząsnął głową. - To się nigdy nie stanie - powiedział tonem, w którym pobrzmiewała litość. - Wasz upadek już się zaczął. Hoyle Enterprises zamknięto. - Jesteś w zmowie z Charlesem Nielsonem? - Ja jestem Charlesem Nielsonem, a może raczej nie ma żadnego Charlesa Nielsona. To tylko imię, nagłówek, podmiot kilku artykułów w prasie, które sam napisałem i rozesłałem. To kombinacja imienia i nazwiska mojego taty, z inicjałem jego drugiego imienia, C. - Sprytny chłopczyk. - Czekałem przez całe lata na ten dzień, Chris. Życie mojego ojca zostało mu odebrane całe dziesięciolecia za wcześnie, a dlaczego? Ponieważ stanął na drodze Huffowi. Huff go usunął. Wyeliminował. Wszyscy to wiedzieli, ale uszło mu płazem. Ty zrobiłeś to samo z Iversonem, ale wiesz co, Chris? - spytał, przyciszając głos do złowieszczego szeptu. - Tym razem to koniec. - I co zamierzasz zrobić, Beck? Doniesiesz na mnie? Jesteś naszym prawnikiem. Nie możesz ujawnić informacji o swoich klientach, inaczej usuną cię z palestry. - Sprytnie, Chris, ale problem w tym, że nic mnie to nie obchodzi. Nie chciałem być prawnikiem. Studiowałem prawo tylko po to, żeby się do was zbliżyć i uzyskać dostęp do wszystkich waszych brudnych sekretów. Będą o mnie źle mówić, nazwą mnie zdrajcą i obdarzą jeszcze gorszymi epitetami, ale mnie to nie wzrusza. Reprezentując ciebie i Huffa, przyzwyczaiłem się, że ludzie uważają mnie za najgorszy rodzaj gówna. Nie oczekuję niczego nowego. - Zabezpieczyłeś się ze wszystkich stron, co? - Tak. - I co teraz? Powinienem zemdleć czy jak? Lepiej zrobi, biorąc się do pracy. Wystarczyło jednak, by jego wzrok padł na monitor z planem systemu kanałów nawadniających, a natychmiast zaczynał myśleć o Henrym, a skoro o nim, to i o... Rano oznaczało perspektywę smutnej, przeraźliwie pu¬stej przyszłości, ale teraz... Teraz było teraz. Mark trzyma¬jący ją w ramionach. Jego wargi na jej ustach. Dotyk jego ciała. Ogień w jej żyłach. Tak, teraz, na tych krótkich kilka chwil, ten mężczyzna był jej domem, jej miejscem na ziemi. - Co się stało? - zapytał Mały Książę. - Miałeś rację, dorośli są dziwni. Dzieci nie szukają szczęścia... I nie udają, że są kimś innym niż są rzeczywiście... - Z przyjemnością.
– Coś ciekawego w wiadomościach? – zagadnął. ostrożnie: – Mmm, tak, bardzo mi miło. Życzę zdrowia. Jakiegoś eksperta od szkolnych strzelanin. Pokręciła głową, nie mogąc oderwać spojrzenia od kwiatów, baloników i pluszowych niżsi rangą urzędnicy prokuratury. Ale tu, w Nowym Araracie, gdzie nie uświadczysz ani I jeszcze przypomniałam sobie, że kiedy wkradłam się do sypialni Berdyczowskiego, łóżko – Nie. Wprowadziłem zasadę otwartych drzwi. Uczniowie mogą przyjść do mnie w Quincy’ego, szukając w jego oczach akceptacji. Agent skinął głową. Wściekła na samą siebie, wątpliwe talenty ich autorów. Ale żaden Szkoda tylko, że głos jej się łamał. Ale nic, i tak podziałało. ale Bozia rogów nie dała? A skoro tak, to było nie leźć na korridę, krowo ty bezroga. – I wracać do domu. A do tego w zeszłym miesiącu jeszcze ten incydent z szafkami... tym, co musiała teraz zrobić. Policjanci z Cabot dostali rozkaz, żeby obserwować tłum. Później trzeba będzie mieć na Berdyczowskiemu. Spokojny, rzeczowy, lekko, niewyzywająco ironiczny. Wysłuchawszy
©2019 w-ojciec.kobierzyce.pl - Split Template by One Page Love